Strona główna » Ciąża » Brak radości i przypływu miłości po urodzeniu dziecka
Kiedy po urodzeniu dziecka nie odczuwałaś radości, to proszę nie czuj się gorszą mamą – uwierz, że jesteś najlepszą mamą dla swojego dziecka i ono nie będzie rozliczać Cię z Twojego złego nastroju. Co więcej, otoczenie również nie powinno Cię ze złego samopoczucia rozliczać, a jeśli poczułaś się przez to gorzej, to nie wyrzucaj sobie, że tak nie powinnaś się zachowywać. Moja żona nie odczuwała radości po urodzenie pierwszego dziecka, a miłość do niego dojrzewała w niej przez wiele tygodni.
Czy uważam, że źle się zajmowała naszym synem? Nie.
Czy czułem, że nie nadaje się na mamę? Nie.
Czy rozliczałem ją z tego? Nie.
Złe samopoczucie, które może utrzymywać się wiele tygodni po urodzeniu nazywane jest „baby blues” i wcale nie należy do rzadkich przypadków, ale z pewnością za mało o tym się mówi.
Baby blues występuje w momencie, kiedy zamiast radości po urodzeniu dziecka odczuwasz bezradność i obojętność w stosunku do swojego dziecka. Nie rozumiesz go, nie wiesz jak je uspokoić, a sama często płaczesz z bezsilności. Masz poczucie winy i uważasz się za złą mamę. Zaczyna się on po urodzeniu dziecka i trwa przez kilka dni lub tygodni. Zazwyczaj sam ustępuje dzięki wsparciu i pomocy otoczenia.
Depresja poporodowa swój początek może mieć podobny do baby bluesa. Jako świeżo upieczona mama, początkowo świetnie radziłaś sobie w nowej roli, ale zaczynasz odczuwać brak radości i siły. Budzisz się zmęczona i zniechęcona. Pojawia się również poczucie winy w związku z tym, że zamiast radości i miłości do swojego dziecka czujesz złość i irytację. Mogą pojawiać się agresywne myśli skierowane przeciwko dziecku. Depresja poporodowa może wystąpić od razu po porodzie albo po kilku tygodniach, a nawet miesiącach od rozwiązania. W tym przypadku konieczna jest pomoc psychoterapeuty.
Pozwólcie drodzy Rodzice, że historię baby bluesa opowie Wam moja żona – Magda.
Pojęcie „baby blues” jest powszechnie znane, jednak zazwyczaj każda z nas uważa, że ją to nie spotka. Odnoszę wrażenie, że wśród mam panuje niepisana zasada, by wypowiadać się o macierzyństwie w samych superlatywach i nie przyznawać się do niepowodzeń z nim związanych. Mamy w sobie jakiś lęk, że kiedy przyznamy się przed kimś, że nie dajemy rady i pojawiają się momenty, że mamy dość własnego dziecka, to świadczy o tym, że nie jesteśmy dobrymi matkami. Przecież tyle mówi się o ogromnej radości z faktu narodzin dziecka, o fali miłości, która zalewa matkę, gdy zobaczy po raz pierwszy swoje dziecko. A reklamy, gazety i obrazy, które nas otaczają pokazują zawsze wypoczętą, pięknie wyglądającą mamę, która przytula swoje zdrowe, pachnące niemowlę. Co jednak, gdy radości nie ma, a miłość, o której wszystkie matki mówią jest jeszcze daleko?
Historia mojego „baby bluesa” dotyczy pierwszego porodu podczas, którego urodził się nasz Antoś. Przed poczęciem się Antka przeżyliśmy jako małżeństwo wiele trudnych chwil. Byliśmy już dość mocno doświadczeni cierpieniem, więc jak dowiedzieliśmy się o ciąży czuliśmy strach połączony z wielką radością i oczekiwaniem. Wiele razy wyobrażałam sobie jak będą wyglądać jego narodziny. Wszystko miało być pięknie, miała zalać mnie fala miłości i miałam się zakochać od pierwszego wejrzenia w moim wymarzonym chłopcu. Jednak tak się nie stało. Poród wyglądał zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Rodziłam 36 godzin, tyle samo nie spałam i byłam półprzytomna. Skurcze nie powodowały żadnych zmian w szyjce, nie było postępu porodu. Antoś po 36 godzinach męczarni urodził się przez cesarskie cięcie, do którego byłam uśpiona.
Powrót do domu ze szpitala, który był nadzieją, że moje samopoczucie psychiczne poprawi się, tylko spotęgował uczucie beznadziei. Teraz dopiero zaczęła się walka. Nie mogłam słuchać płaczu dziecka – zwyczajnie mnie to przerastało. Nie potrafiłam nawet pomyśleć o tym, że będę musiała zajmować się nim przez wiele lat. Nachodziły mnie myśli, że moje życie jest skończone, że nie poradzę sobie z opieką nad dzieckiem. No i ciągle powracające poczucie winy. Gdzie ta miłość? Gdzie radość? Do tego strach, że ta depresja się pogłębi, że nie minie. Mam z tego okresu przed oczami obraz jak leżę w wannie i płaczę z bezsilności przerażona tym, co się ze mną dzieje.
Drodzy mężczyźni, matki, babcie, przyjaciółki stańcie w tym czasie na wysokości zadania, to w dużej mierze od Waszego wsparcia i słów zależy samopoczucie Waszej żony, córki, wnuczki, przyjaciółki, dlatego nigdy nie mówcie:
Zostałaś mamą – powinnaś się cieszyć.
Nie możesz płakać.
Masz dla kogo żyć – żyj dla dziecka.
Musisz wziąć się w garść.
To nie jest takie trudne.
I wiele, wiele innych… Każde z tych pięciu zdań potwierdza to, co kobieta myśli w tym czasie o sobie samej – to, że jest złą matką, bo robi wszystko to, co otoczenie wskazuje jako złe.
Nie oceniajcie, a wspierajcie, kochajcie i pomagajcie w opiece nad dzieckiem – bez zbędnych komentarzy.
Baby blues minął. Nie potrafię powiedzieć ile trwał dokładnie, ale wiem, że z dnia na dzień, małymi krokami miłość do mojego dziecka rosła. Dziś tej miłości nie jestem w stanie objąć rozumem, zdumiewa mnie myśl, że serce może się wciąż powiększać. Cieszę się każdą chwilą spędzoną razem i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Na koniec chciałabym z całego serca podziękować mojemu mężowi, od którego nigdy nie usłyszałam żadnego z tych zdań powyżej. Był jedyną osobą w tym czasie, która wspierała mnie dokładnie tak, jak tego potrzebowałam i dzielnie zajmowała się naszym noworodkiem w momentach, kiedy ja nie dawałam rady. Teraz wiem, że jestem dobrą mamą pomimo tego, że nie urodziłam naturalnie. Jestem dobrą mamą pomimo tego, że nie pokochałam mojego dziecka od razu po porodzie.
Na koniec mam takie marzenie, by ten tekst przeczytali wszyscy mężczyźni, by wszystkie kobiety, które tkwią w poczuciu winy otrzymały wsparcie, aby mogły pokochać siebie jako matkę.
Magdalena Opeldus
Krzysztof Opeldus (Tata prezes)
Oceń ten wpis
Twoja opinia jest dla mnie ważna.
Ocena 4,7 / 5. Głosów: 50
Nie dodano jeszcze żadnej oceny.
Skomentowano 15 razy
Miałam dokładnie takie same myśli. Ciągle płakałam. Nie zaraz po zobaczeniu mojego dziecka, a później… Syn nie chciał jeść z piersi, to była dla Niego i dla mnie męczarnia, a miało być tak pięknie… Miałam karmić rok, conajmniej 6 miesięcy, a wszystko wyszło nie tak. Pomimo, że staraliśmy się oboje… Karmienie sprawiało mi ogromny ból, a tym samym wywoływało poczucie winy – jaka ze mnie matka, że nie mogę Go nakarmić. Siedziałam, płakałam i odciągałam pokarm. Było go na tyle mało, że bałam się, że nie zdążę zanim zbudzi się moje dziecko. Ogromnie przeżyłam to że nie mogłam Go karmić. Trwało to 3 tygodnie tylko… Do tego miał kolki. Nie spalismy dniami i nocami… Nie mówiłam do mojego dziecka, nie uśmiechałam się do Niego…karmiłam, przwijałam, kąpałam i to wszystko. To mąż dawał Mu więcej miłości niż ja… Po 2ch miesiącach poczułam, że bardzo Go kocham. Co nie znaczy, że wcześniej Go nie kochałam, ale zwyczajnie czułam się złą matką, bo ciągle płakał. Teraz jesteśmy szczęśliwi, radośni i pomimo, że nie karmię piersią czuje nierozerwalną więź z moim dzieckiem… A mój mąż był dla mnie największym wsparciem. Dziękuję Mu za cierpliwość, spokój i właśnie za to, że nie słyszałam nigdy-daj spokój i weź się w garść.
Mama, u nas tez był duży problem z karmieniem. Walczyłam 6 tygodni na wszystkie możliwe sposoby i tez się nie udało. Z poczuciem winy i porażki wysłałam męża po mm, i do dziś to on je kupuje. Ja nie mogę się z tym pogodzić ze nie karmie piersią, tego tez mi nikt nie powiedział, że może być trudno. Uznałam to za oczywiste i naturalne i nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być inaczej. Na szczęście przetrwałysmy i dziś jest juz tak jak powinno być😉
Bardzo dziękuję za to, że opisałaś swoją historię. Miałam podobne przejścia jeśli chodzi o kp. Jestem zdania, że zdrowie psychiczne mamy jest ważniejsze niż karmienie piersią, bo jak mama wpadnie w depresję to nie będzie ani kp ani emocjonalnie mamy przy dziecku. Super, że mąż dał Ci wsparcie. Bez tego dużo trudniej byłoby nam z tego wyjść. Myślę, że dobrze jest jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś powiedzieć Mu, że było to dla Ciebie ważne 🙂 Ściskam!
To prawda, taki mąż to skarb i każdej kobiecie takiego życzę. Powtarzam Mu codziennie jak bardzo ważne było i jest dla mnie Jego wsparcie 🤗
Pozdrawiam! 😘
Świetny post. Szkoda, że przeczytałam go dopiero teraz, gdy moje dziecko ma prawie 3 miesiące i naprawdę szkoda, że tak mało się o tym mówi. Czułam DOKŁADNIE to co Twoja żona i na całe moje szczęście otrzymałam dokładnie taką samą pomoc od swojego męża. Bogu dzięki, że to właśnie on jest moim mężem, bo nie wiem jak przetrwałabym ten naprawdę ogromnie trudny czas. Kompletnie nikt nie przygotował mnie ze tak może być, każdy tylko ze to takie cudowne chwile, czysta miłość… teraz juz tak ale przez pierwsze tygodnie miałam ochotę uciekać z domu, miałam takie poczucie ze coś właśnie straciłam, że coś mi mój mały synek zabrał…
To bardzo ważny tekst. Dziękuję za niego.
Paula, dziękuję za Twoją historię 🙂 Myślę, że o baby bluesie powinno się mówić dużo na szkole rodzenia a w szpitalu, po porodzie do każdej kobiety powinien przyjść psycholog, by wyjaśnić co się może dziać jeśli chodzi o uczucia i emocje. Myślę, że z taką świadomością o wiele lepiej przeżywałoby się te trudne chwile. Pozdrawiam Cię i życzę pięknego czasu macierzyństwa 🙂
Dokładnie, ja miałam indywidualne spotkania z położną przed porodem, które bardzo sobie ceniłam. Do porodu przygotowała mnie doskonale ale o tym co po porodzie już za dużo nie wspominała, tak jak nikt nie wspomina. Połóg-wiadomo, jest. O tym też nikt nie mówi, owiany jest jakąś tajemnicą… Jak zaczęłam glośno mówić, o tym jak się czułam (gdy juz się z tym uporałam) okazało się, że całkiem sporo znajomych kobiet tego doświaczyło. Na Boga! rozmawialyśmy wcześniej i żadna ani pół słowem nie napomknęła o tym doświadczeniu. Na szczęście udało się przetrwać ten ciężki okres i dziś, każda z nas za swoim „niekochanym” dzieckiem wskoczyła by w największy ogień:) pozdrawiam serdecznie
Dokładnie, ja też byłam w szoku jak byłam w połogu,bo działy się ze mną takie rzeczy,o których nikt wcześniej mi nie mówił. Tak, jak pisałam wyżej, mam wrażenie,że jest między nami-mamami niepisana zasada nieprzyznawania się do tego, co jest trudne, że sobie nie radzimy. Wszędzie tylko widzimy to co pozorne-idealne matki z idealnymi dziećmi, więc jak mamy się wyłamać i mówić,że wcale tak kolorowo nie jest?
Mój baby blues trwał pół roku… To był okropny czas,nawet nie potrafiłam nikomu wyjaśnić co się że mną dzieje. Jednak mój mąż też okazał się ideałem, który zamiast oceniania wsparł, dał się wyspać i wypchnął na pół etatu do pracy. Nagle odżyłam! Zaczęłam się spotykać się z innymi ludźmi, mąż złapał więź z córka, którą nawet nieświadomie ograniczałam.. eh, trudny temat Tato Prezesie poruszyleś…
Kochana, cieszę się, że to wszystko już za Tobą i możesz cieszyć się macierzyństwem 🙂 Warto powiedzieć mężowi, że dał Ci to, czego wtedy potrzebowałaś 🙂 Ściskam Cię!
@Lida, zgadza się. Temat trudny, ale bardzo potrzebny. Myślę, że jeszcze wiele razy na blogu pojawią się sprawy dotyczące wielu, ale o których mało się mówi. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twojego Męża. Krzysztof.
Mój baby blues trwał od dnia porodu przez kolejny tydzień może dwa. To był straszny czas i bardzo źle go wspominam. Płakałam ciągle już w szpitalu, chciałam już wyjść do domu, oddałam dziecko na noc, chciałam się wyspać. Wiedziałam jak wszystko w moim życiu się zmieni.. Jak partner świetnie się sprawdził przy porodzie i przez okres jak byłam w szpitalu, tak bardzo mnie zawiódł jak byłam już e domu. Kilka dni nie wychodziłam wogole z pokoju, ciągle płakałam, myślałam że życie mi się Skończyło.. A partner im więcej płakałam tym więcej wychodził.. na zakupy, z psem, do mamy. Powiedział że wychodzi tak często bo.. Ja ciągle płacze.. masakra. Wspominam ten czas fatalnie. W sumie trochę mu się nie dziwię.. gdybym mogła, gdybym nie karmiła piersią też bym wyszła. Wiem ile zalet ma karmienie piersią Ale gdybym mogła wybrać jeszcze raz to zdecydowałabym się na karmienie mieszane lub tylko modyfikowane. Karmienie piersią fatalnie odbiło się na mojej psychice, wogole nie mogłam odpocząć, laktator nie ściągal mleka, ręcznie też nic nie szło, po paru miesiącach synek nawet od chciał próbować jest z butelki. Pamiętam jak No siedziałam w nocy i karmiłam i płakałam. Koszmar i zero radości..
Bardzo mi przykro mi, że czujesz się zawiedziona postawą partnera. Nie chce go usprawiedliwiać, ale być może zwyczajnie też go to przerosło. Dobrze jest wrócić do tematu i powiedzieć o uczuciach związanych z tym czasem, dzięki temu będzie wiedział czego oczekujesz od niego w sytuacjach trudnych. Co do karmienia piersią, myślę, że zbyt wielkie parcie w społeczeństwie jest jeśli chodzi o ten temat. Utwierdzam się w tym przekonaniu czytając Wasze dzisiejsze komentarze- każda z Was wspomina o tym, że kp powodowało frustrację i negatywne emocje. Może kiedyś uda się coś na ten temat jeszcze napisać 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wiele dobra! 🙂
Też miałam baby blues lub depresję. Bo trwało to dość długo. Jak przed urodzeniem dziecka w szkole rodzenia odpowiedziałam o swoich objawach to wszyscy chórem wraz z poloznymi przekonywali że jak tylko zobaczę swoje dziecko to ogarnie mnie fala miłości itp. Położne środowiskowe i pediatrzy też są mało przeszkoleni. Wszystkim mówiłam o moich uczuciach i padało tylko jedno zdanie: „to minie” . Temat depresji i baby blues jest pomijany albo omawiany zdawkowo. Jestem teraz zakochaną mamą trzy łatki. Jednak boję się zajść w kolejną ciążę.
Bardzo przykre jest to, że temat ten spotyka się z niezrozumieniem ze strony położnych i lekarzy. Tak, jak pisałam wyżej uważam,że powinien być on poruszany na szkołach rodzenia jak i po porodzie przez położna, która przychodzi do domu. Idealnie by było gdyby do kobiet po porodzie w szpitalu przychodził psycholog . Jeśli chodzi o drugie dziecko i lęk z nim związany, mogę napisać Ci tylko: odwagi! 🙂 Każda ciąża jest inna,każdy poród jest inny i każdy połóg jest inny 🙂 Jesteś bogatsza o doświadczenia i wiesz jak może to wszystko wyglądać więc sobie poradzisz. A wcale nie jest powiedziane,że spotka Cię znowu to samo. Ja po ciąży z Zosia tylko dwie pierwsze noce po przyjściu ze szpitala miałam trudne, potem już było naprawdę dobrze 🙂 Ściskam!