Strona główna » Wychowywanie dzieci » Zasada trzech minut zmieniła moją relację z synem
Od razu uzupełnienie – ona nigdy nie była zła, ale teraz jest jeszcze lepsza, pełniejsza i pełna zaufania. Dla tych, którzy są zapracowani i mają kiepsko z czasem i budowaniem więzi – ta zasada może okazać się kołem ratunkowym, o które nie tak trudno! Zasada dotyczy wszystkich dzieciaków czyli chłopców i dziewczynek, a zwłaszcza dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym i może być przeprowadzona w domu, jak i poza nim.
Okazało się, że nie zrobiłem nic szczególnego, a tylko poświęciłem synowi kilka minut (oczy w oczy) codziennie przy odbieraniu go z przedszkola. Po niecałym kwartale sezonu przedszkolnego, który w dodatku był dziurawy z powodu cyklicznych chorób, moja relacja z synem przeżywa odrodzenie, a wręcz jest to istne szaleństwo. Weszliśmy na poziom relacji, której jeszcze z nim nie doświadczyłem. Robię kilka istotnych rzeczy, które u mnie nastąpiły w zupełnie naturalny sposób. Przyznam Wam się szczerze, że o metodzie trzech minut dowiedziałem się dopiero kiedy zacząłem ją nieświadomie stosować, a bliżej opisuje ją psycholog Nataliya Sirotich.
Codziennie przy odbieraniu Antosia z przedszkola:
A to wszystko na równo z nim, blisko, kucając tuż obok, na jednym poziomie. Bo właśnie ten pierwszy czas jest najważniejszy do budowania emocjonalnej więzi z dzieckiem. Wtedy zazwyczaj dziecko rozdaje swoje karty emocji, ma w sobie to wszystko, czym chce podzielić się z rodzicami. Warto dać sobie te kilka minut i dziecko przytulić i wysłuchać.
Przede wszystkim naturalność i cykliczność. To nie mogą być nerwowe pytania „co u ciebie”, „jak ci minął dzień”. Rozmowa powinna być spokojna, pełna pasji i zaangażowania. Dziecko musi poczuć, że ma obok kogoś dla którego jego sprawy są ważne i chce o nich słuchać. Kolejną ważną czynnością jest bliskość i pole widzenia – jesteśmy na równi czyli „zniżamy” się do poziomu dziecka, a nie rozmawiamy „z góry”. To wszystko nie musi odbywać się poza domem. Jeśli rodzic wraca z pracy do domu, ta zasada zaczyna się od razu po jego przyjściu i zobaczeniu dziecka. Siadamy tuż obok i robimy dokładnie to samo – cieszymy się dzieckiem, mówimy o tęsknocie i szczęściu, że je widzimy. Ta zasada nie dotyczy również wyłącznie powrotów z pracy. Każde rozstanie z dzieckiem powinno być nakierowane na zbliżenie się do jego potrzeb po naszej nieobecności.
Rodzice popełniają często nieświadomie błąd przy odbieraniu dzieci z przedszkola czy ze szkoły. O ile zrozumiałe jest szybkie odprowadzanie, bo każdy przecież spieszy się do pracy, to odbieranie powinno przebiegać zupełnie inaczej. Po co więc ten pośpiech i popędzanie? Stałem się obserwatorem powrotów dzieci z przedszkola i z przykrością stwierdzam, że na tym polu rodzice dają ciała bardzo często:
Tylko, że w domu dziecko ma już inne potrzeby. Zapomina o tym, co chciało przekazać rodzicowi w fali radości po zobaczeniu go. Jego sprawy zostały „przez przypadek” zepchnięte na margines. Rodzic często błądzi myślami, bo dla niego przedszkole czy szkoła są rutyną, ale dla dziecka tak nie jest. To właśnie tu dziecko rozwija swoje umiejętności, odkrywa pasje, doświadcza pierwszych sukcesów i porażek w grupie, zdobywa pochwały, bądź upomnienia. To są sprawy, którymi pragnie się podzielić z kimś, kto jest dla niego ważny, czyli z rodzicem.
W tym całym „rytuale” trzech minut nie chodzi o to, aby nim zastępować kontakt z dzieckiem, czas na zabawę i inne czynności. Chodzi o to, aby tym „rytuałem” zdobywać bliższą relację i budować wzajemne zaufanie. Efekty wręcz namacalne są niemal natychmiastowe! Naprawdę warto i zachęcam każdego rodzica do podjęcia tego „rytuału”.
Krzysztof Opeldus (Tata prezes)
Oceń ten wpis
Twoja opinia jest dla mnie ważna.
Ocena 4,8 / 5. Głosów: 21
Nie dodano jeszcze żadnej oceny.